Siedziałam
ubrana już w suknię z gotową fryzurą i makijażem. Strasznie się
denerwowałam. Tatiana latała koło mnie i co chwilę coś
poprawiała. W końcu trzeba było iść. Aleks prowadził mnie do
ołtarza, a Grzesiek zajmował się Wiereniką. Stanęłam przed
ołtarzem koło Bartka i uśmiechnęłam się. W końcu nadszedł
czas, żeby złożyć przysięgę małżeńską.
-Ja
Bartosz biorę sobie ciebie Marino za żonę i ślubuję ci miłość,
wierność i uczciwość małżeńską, oraz, że cię cie opuszczę
aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy
jedyny i Wszyscy Święci.
-Ja
Marina biorę sobie ciebie Bartoszu za męża i ślubuję ci miłość,
wierność i uczciwość małżeńską, oraz, że cię cie opuszczę
aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy
jedyny i Wszyscy Święci.
-Marino
przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności.
-Bartoszu
przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności.
-Ogłaszam
was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą- oznajmił
ksiądz.
Uśmiechnęłam
się do Bartka. Też się uśmiechał i pocałował mnie. Przed
kościołem goście obsypali nas ryżem. Pojechaliśmy na wesele.
Każdy z gości dostał kieliszek szampana.
-Chciałbym
wznieść toast- zaczął Kurek- Za moją cudowną żonę i za naszą
szczęśliwą przyszłość.
Wszyscy
wypili, a potem usiedli do stołów. Po zjedzonym posiłku poszliśmy
tańczyć. Oczywiście pierwszy taniec musiała wykonać para młoda.
Po chwili dołączyli do nas goście.
-Moja
żona- powiedział uśmiechnięty Bartek.
-Mój
mąż- też się uśmiechnęłam.
-Teraz
brakuje mi już tylko jednego.
-Czego?-
zdziwiłam się.
-Dziecka
z tobą. Mamy Wierenikę, ale ona nie jest do końca moja.
-Będziemy
mieć- powiedziałam i pocałowałam go.
Zabawa
trwała w najlepsze. Akurat Tatiana tańczyła z moim mężem. Wtedy
Aleks poprosił mnie do tańca.
-Wiesz
chyba dobrze się stało, że się nie pobraliśmy- zaczął.
-Też
tak uważam. To byłby duży błąd. Teraz oboje jesteśmy
szczęśliwi, ale osobno.
-No
ja z Tatianą planujemy ślub za jakieś pół roku.
-No
fajnie.
Gdy
skończyliśmy tańczyć chciałam już usiąść, ale ktoś złapał
mnie za rękę. Odwróciłam się i zobaczyłam Grześka.
-Mogę
prosić?
-Jasne.
Wróciłam
ze środkowym na parkiet. Przez chwilę żadne z nas się nie
odzywało. W końcu jednak nie wytrzymał.
-Pięknie
wyglądasz. Szkoda, że to nie nasz ślub.
-Grzesiek.
-Wiem,
wiem. Widać tak miało być. Rozstałem się z Darią.
-Przykro
mi.
-A mi
nie. Ja nigdy jej nie kochałem. Sam siebie oszukiwałem. Ona … to
znaczy. Chciałem, żeby wypełniła pustkę po tobie, ale się nie
udało.
-Przecież
wolałeś ją ode mnie.
-Nie
prawda. Pocałowała mnie z zaskoczenia, a jakiś idiota musiał nam
wtedy pstryknąć zdjęcie. Nigdy bym cię nie zdradził.
Nie
wiedziałam co powiedzieć. Wierzyłam mu, ale chyba trochę za
późno. Nie żałowałam. Nie mogłam żałować. W końcu piosenka
się skończyła i mogłam usiąść. Koło mnie zaraz znalazł się
Bartek.
-Kochanie
trzeba pokroić tort.
-To
chodź- uśmiechnęłam się i wstałam.
Reszta
wesela minęła spokojnie. W końcu wszyscy goście się rozeszli.
Kosok wziął Wierenikę do siebie na noc. Gdy dojechaliśmy do
mieszkania Kurek wziął mnie na ręce.
-Ej!
Zaśmiał
się tylko. Zaniósł mnie do sypialni i delikatnie położył na
łóżku całując. Powoli odsunął zamek od sukienki i mi ją
zdjął. Spędziliśmy cudowną noc poślubną.
Jakiś
czas później:
Szybko
ubrałam buty i wzięłam synka na ręce, bo się rozpłakał. Za
chwilę Wierenika zaczęła mnie szarpać za sukienkę.
-Mamo
jedziemy?- spytała.
-Już
kochanie, już. Bartek chodź tu pomóż mnie!- zawołałam męża.
-Co
jest?- pojawił się po chwili w garniturze.
-Weź
ode mnie Pawełka- posłusznie przejął małego- Ja muszę ubrać
Wierenikę w sukienkę.
Poszłam
przebrać córkę. Gdy wróciłam synek już się uspokoił.
Uśmiechnęłam się do męża. Wyszliśmy z domu i pojechaliśmy do
kościoła. Przed budynkiem stał Grzesiek. Podeszliśmy do niego.
-Denerwujesz
się?- spytał Bartek.
-Pewnie,
że tak. Też tak miałeś?
-Pewnie.
Bałem się, że Marina w ostatniej chwili się rozmyśli i mi
ucieknie- zaśmiał się.
-Dobra
chodźmy do kościoła- zakomunikowałam.
Kosa
stanął przy ołtarzu, a my usiedliśmy w ławce. Po chwili
organista zaczął grać, a do kościoła weszła pięknie
wyglądająca Kinga. Po ślubie udaliśmy się na wesele. Wszyscy
świetnie się bawili. Gdy wróciliśmy do domu nogi mi odpadały.
Położyłam zmęczonego synka do łóżeczka, a Wierenikę położył
Bartek. Objął mnie od tyłu i pocałował w szyję. Odwróciłam
się do niego i wpiłam w jego usta. Po cudownej nocy zasnęłam w
ramionach męża.
Kilka lat
później:
Siedziałam
na tarasie z Bartkiem, Grześkiem i Kingą. Wierenika biegała po
ogrodzie i pomagała Pawełkowi chodzić. Ja trzymałam na rękach
Adrianka, a Kinia Kasię. Dzieci były spokojne.
-Kochanie
daj mi synka- Kurek zrobił błagalne oczy.
Zaśmiałam
się tylko i podałam mu małego. Grzesiek też przejął córkę od
żony. Poszli do Wiereniki i Pawełka.
-Pasują
tam- powiedziała Kinga.
-To
prawda. Jak wam się układa?- spytałam.
-Świetnie-
uśmiechnęła się- A wam?
-Cudownie.
-Powiedz
mi czemu tobie i Grześkowi nie wyszło?
-To
dość długa i skomplikowana historia- zmarszczyłam czoło.
-Opowiesz?
-Pewnie.
Mówiłam,
a ona uważnie mnie słuchała. Z uśmiechem na ustach wszystko
opowiadałam po kolei. Teraz wiedziałam, że tak miało być, a
wszystko zaczęło się od miłości do siatkarza.
Chciałabym
wam podziękować za to, że byliście tu i miałam dla kogo pisać.
Ta historia się skończyła, ale zapraszam was na inne moje blogi: Z siatkówką przez życie, Siatkarska przyszłość i nowy Nigdy niewiesz gdzie znajdziesz szczęście. Mam nadzieję, że podobała wam
się historia.
Jej, nie sądziłam, że tak to się skończy! Ale jest pięknie. To my Ci dziękujemy za całe to cudowne opowiadanie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Świetna historia!! Szkoda, że to już koniec, ale będę odwiedzała inne twoje blogi ;)
OdpowiedzUsuńKocham twoje blogi <3 jesteś niesamowita :)
OdpowiedzUsuńSuper blog czytam!!!!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
http://moja-milosc-do-siatkarza.bloog.pl/id,339007815,title,PROLOG,index.html